Podróże przez sny. I powroty. – Lech Raczak & Targanescu
Scena Robocza – Centrum Rezydencji Teatralnej,
bilety: https://bit.ly/2NkMCqS
Tekst, scenariusz, reżyseria: Lech Raczak
Muzyka: trio Targanescu (Arnold Dąbrowski, Katarzyna Klebba, Paweł Paluch)
Narrator: Lech Raczak
Scenografia i światło: Krzysztof Urban
Międzynarodowy Festiwal teatralny WERTEP
Orla, Gminny Ośrodek Kultury, Synagoga
Spektakl prezentowany m.in.:
– na specjalnym pokazie dla stypendystów ogólnopolskiej fundacji Talenty – działającej na rzecz najlepszych maturzystów i studentów – styczeń 2017;
– w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie w ramach cyklu „Mów za siebie” – maj 2017;
– podczas XIX Przeglądu Małych Form Teatralnych Scena Letnia w Łodzi – I nagroda – lipiec 2017;
– na Festiwalu „Rzeczywistość przedstawiona” – Zabrze 2017
Autorem tekstu i narratorem jest Lech Raczak, który powraca na scenę jako aktor po niemal czterdziestu latach (!).
Równorzędnym jego partnerem na scenie jest Trio Targanescu, którego muzyka znakomicie ilustruje kolejne senne podróże.
Z pierwszego spotkania tej trójki znakomitych muzyków zrodziła się przyjaźń, z przyjaźni i pasji muzycznej w 1999 roku powstało Trio TARGANESCU.
Po długich, burzliwych próbach i dyskusjach powstał ich pierwszy autorski spektakl pt: “Muzyka przerażająca, potargana i inne wesołe piosenki ”. Trudno jednym słowem określić
gatunek muzyczny, jaki prezentują. Po jednym z ich koncertów internauci pisali:
„Ta muzyka sytuuje się, powiedzmy umownie, na przecięciu folku, kameralistyki rockowej, improwizacji i muzyki obrazowej. Jeśli ktoś lubi taką muzykę np. jaką gra francuski Volapuk (to chyba dobre skojarzenie) nie będzie zawiedziony”
„Lekka psychodelia. Przebogate instrumentarium. Dźwięki chwilami jakby same sobie z każdego instrumentu. W tle obrazy ilustrujące muzykę – równie niepokojące jak ona… Muzyczna poezja przechodząca w poszarpane dźwięki.
fragment recenzji Juliusza Tyszki:
„…Lech Raczak – wykonawca sceniczny, performer, który za chwilę umożliwi nam wgląd w swoją intymność, w swoje sny. Owszem, będą to z pewnością sny po literacku, po artystycznemu przepracowane, odpowiednio obrobione i przetrawione, ale przecież i tak wiemy, że one naprawdę powstały gdzieś w głębi jego jaźni – nieprzystępnej, nieogarnionej i wciąż, po tylu latach nieodgadnionej, także dla niego samego. Świat w tych snach się rozpada, jego kontury nikną, nie ma w nim nic stałego, trwa totalna oniryczna destabilizacja, króluje zniszczenie. Jednak gdy zabrzmią już oklaski, gdy Raczak powróci ze swej zaświatowej niedostępności do nas – wzruszonych i ograniczonych w naszej wdzięczności do banalnego uderzania dłonią o dłoń, pozostańmy z naszą wyobraźnią w tej wielkiej, zadymionej sali, wyczarowanej zmęczonym półszeptem dzisiejszego Mistrza teatru śmierci. „
– Juliusz Tyszka, teatralny.pl
http://teatralny.pl/recenzje/lecha-raczaka-teatr-smierci,1716.html