Raczak zrobił swój spektakl bardzo serio, z pozycji kogoś, kto ma silny indywidualny stosunek do wydarzeń zobrazowanych tym, co dzieje się na scenie. Raczak nie występuje tu z pozycji kpiarza, jest raczej heretykiem, odszczepieńcem, którego boli to, jak realizowane są ewangeliczne zasady. Świat jego spektaklu to świat, w którym żyje Chrystus, ale równocześnie funkcjonuje już instytucjonalna religia. Jeśli Misterium buffo Raczaka jest satyrą, to nie tyle na wiarę w Boga, co na małych ludzi, którzy ją wykorzystują do zbudowania własnej potęgi bądź jako źródło łatwej ekscytacji. Inaczej niż w wykonaniu Fo postacie u Raczaka są nie tyle śmieszne, co dość przerażająco obrzydliwe i chwilami groźne.
— Joanna Ostrowska, Teatralny.pl
Lech Raczak zdecydował się na realizację “Misterium buffo”, bo – jak mówi – dość ma już jednostronnego postrzegania religii. Koncepcja Boga nie wszędzie zahacza o piedestał. Istnieją kultury, w których z bóstwem przebywa się na co dzień. W jego towarzystwie wykonuje się najbardziej prozaiczne czynności, pracuje, je czy śpi. I nikt nikogo nie posądza o profanację. U nas niestety tak naturalne, momentami wręcz naiwne, podejście do sprawy prędzej spotka się z napiętnowaniem (w najlepszym razie upomnieniem) niż zrozumieniem. Tym bardziej ryzykownym wydawać by się mogło przedsięwzięcie, w którym aktorzy odgrywają role Śmierci, Papieża czy Grabarza, w bezlitosny sposób demaskując zinstytucjonalizowaną formę współczesnego kościoła, jego dumę i bogactwo, żądzę władzy i rząd dusz. Jest na przemian cynicznie i groteskowo. Ironicznie i zjadliwie. W sam raz.
— Anna Solak, Kulturapoznan.pl
Lech Raczak znalazł niezwykle adekwatną formę dla dość specyficznego teatru Dario Fo. Na scenie zjawia się trupa kolędników, która po drodze zdążyła już co nieco wypić, by opowiedzieć publiczności, co zdarzyło się na weselu w Kanie, na cmentarzu, na którym można zobaczyć wskrzeszenie Łazarza czy na dworze papieża Bonifacego… Oglądając aktorów, przypomniały mi się najlepsze czasy teatru misteryjnego Kazimierza Dejmka. Poetyckość miesza się tu z ironią, zabawa z powagą, ballada dziadowska z refleksją filozoficzną. Okazało się, że ten osobny teatr Dario Fo, ma swoje powinowactwa w Polskim Teatrze. I Lech Raczak to wydobył z tekstu: nie podkręca ostrza krytyki Kościoła, nie dopisuje autorowi niczego, nie uwspółcześnia, pozwala wybrzmieć słowu i aktorom. A ci są przedni. Janusz Stolarski jako dozorca cmentarny i Małgorzata Walas-Antoniello jako kobieta, która lubi oglądać wskrzeszenia ludzi – to mistrzostwo. Janusz Stolarski przypomniał, że na scenie potrafi być nie tylko filozofem, ale i groteskowym komediantem, kpiarzem.
— Stefan Drajewski, Głos Wielkopolski